Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dziś pomogłam sobie.... Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dziś pomogłam sobie.... Pokaż wszystkie posty

wtorek, 24 czerwca 2025

Dziś pomogłam sobie wybierając wdzięczność zamiast lęku

A cozy setting with a coffee cup and a cinnamon stick on a knitted mat next to an open journal. The page reads: "Dziś pomogłam sobie wybierając wdzięczność zamiast lęku," meaning choosing gratitude over fear.
Nie wiem, jak Ty, ale ja czasem budzę się rano z takim... dziwnym ciężarkiem w brzuchu. Nie takim fizycznym, że „zjadłam za dużo sernika wieczorem” (choć i to się zdarza, wiadomo 🙃), tylko takim mentalnym balastem.

Takim, który szepcze: „Ej, a co jeśli coś się dziś wydarzy? Co jeśli znowu czegoś nie ogarniesz? Co jeśli... bla bla bla?”

No właśnie. Co jeśli. Lęk to mistrz co jeśli – a jego ulubiony sport to maraton czarnych scenariuszy. A ja, zamiast być widzem, często niestety startuję w tym biegu na własne życzenie. Zajmuję miejsce na linii startu, zakładam opaskę z napisem „katastrofa w 3… 2… 1…” i lecę.

Ale nie dziś.

Dziś, zanim lęk zdążył się porządnie rozgościć w mojej głowie i rozrzucić kapcie w kątach mojego umysłu, powiedziałam:

🛑 „STOP. Nie dzisiaj, mój drogi.”

I wiecie, co zrobiłam? Usiadłam z kawą (czarna, jak moje myśli sprzed 10 minut 😅), owinęłam się moim ulubionym kocem i zrobiłam coś szalenie prostego, ale też jakby trochę magicznego.
Zaczęłam praktykować wdzięczność.


Ale jak to właściwie wygląda?

Nie wyciągałam świeczek, kadzidełek i nie włączałam muzyki z dźwiękiem gongów (choć szczerze – kiedyś bym spróbowała 😄).
Po prostu wzięłam kartkę. Tę samą, na której dzień wcześniej zapisałam listę zakupów i dziecięce hasło do Minecrafta (true story). I napisałam:

📓 „DZIĘKUJĘ ZA...”

I zaczęłam pisać.
Bez ciśnienia, bez nadęcia, bez potrzeby, żeby to było „głębokie” czy „idealne”.

✔️ Dziękuję za tę ciepłą kawę, którą trzymam teraz w dłoni.
✔️ Dziękuję za to, że mój syn rano przytulił się do mnie bez słowa.
✔️ Dziękuję za to, że pomimo wszystkiego nadal wierzę, że mogę coś zmienić.
✔️ Dziękuję za ludzi, którzy czytają te moje słowa (tak, to o Tobie ❤️).
✔️ Dziękuję za moje ciało – może nieidealne, ale silne i moje.

I wiesz co się wtedy dzieje?

Lęk… maleje.

Nie znika całkiem – to nie jest Houdini – ale zmniejsza się. Przestaje być potworem z szafy, a zaczyna być bardziej jak… niesforny pies, który szczeka, bo coś usłyszał, ale niekoniecznie to coś było warte uwagi.


Bo wdzięczność to nie tylko miłe uczucie. To decyzja.

Decyzja, by patrzeć na to, co jest, zamiast ciągle żyć tym, czego może nie będzie.
To jak zmiana okularów – z tych przyciemnionych na takie, które podkreślają światło.

Jedną z technik, które uwielbiam (i którą poleca wielu coachów, terapeutów i autorów książek), jest metoda „3 things”:
📝 Każdego dnia zapisz 3 rzeczy, za które jesteś wdzięczna.
Codziennie inne. Małe, duże, codzienne. To może być:

  • „Ktoś przepuścił mnie dziś w kolejce”

  • „Zupa nie wykipiała”

  • „Dostałam miłą wiadomość od koleżanki z liceum”

Nie chodzi o to, żeby było spektakularnie. Chodzi o świadome zatrzymanie się.
Bo wdzięczność działa trochę jak kotwica – sprowadza Cię z powrotem na ziemię. Do tu i teraz. Do tego, co naprawdę się liczy.


Dziś pomogłam sobie wybierając wdzięczność zamiast lęku.

I nie, nie oznacza to, że reszta dnia była jak z Instagrama – z pastelowymi filtrami i idealnym latte.
Był bałagan, były emocje, było życie.
Ale też było więcej spokoju.
Więcej łagodności wobec siebie.
Więcej poczucia, że „mam wpływ – chociażby na to, gdzie kieruję swoje myśli.”


Jeśli to czytasz i czujesz, że lęk czasem siada Ci na ramieniu jak złośliwy wróbelek – przypomnij sobie, że masz wybór.
Nie zawsze możesz wybrać, co się dzieje na zewnątrz.
Ale możesz wybrać, na czym się skupisz w środku.

Dziś – i może jutro też – wybierz wdzięczność.
Choćby za ciepłą kawę. Za własny oddech. Za siebie.
Bo to już naprawdę bardzo dużo. 🌱💛

I tak sobie myślę… może nie zawsze muszę mieć plan, odpowiedź, pewność. Może wystarczy, że mam dziś wdzięczność. A jutro? Zobaczymy.

Z ciepłem i uśmiechem,
Kasia ☕💛✨

A serene sunrise scene with a croissant, steaming latte, and milk on a wooden table. Horses graze in a misty field against a backdrop of hills.

środa, 11 czerwca 2025

Dziś pomogłam sobie... patrząc w niebo ☕🌤️

A woman with gray hair smiles warmly, holding a coffee cup in a garden setting. Bright flowers surround her, conveying a serene and content mood.

Dziś rano wydarzyło się coś bardzo podejrzanego. Obudziłam się... i było cicho. 😳

Nie taka „cisza przed burzą”, tylko taka spokojna, chłodna, rześka cisza, która mówi: „jeszcze masz chwilę dla siebie, zanim dzień się rozpędzi”.

Nie to, żeby świat się przez noc zmienił (wróżka nadal nie spłaciła kredytu i nie posprzątała kuchni – chociaż bardzo na nią liczyłam), ale... coś w powietrzu było inne. Spokojniejsze. Świeże. Rześkie. Taki poranek, który nie wrzeszczy „musisz być produktywna!”, tylko cicho szepcze: „chodź, pogapimy się razem w niebo”.

Spojrzałam przez okno – prawie bezchmurne niebo, słońce nieśmiało zagląda przez firankę, powietrze pachnie trochę jak jesień, trochę jak wiosna. Tylko UK potrafi tak pomieszać pory roku w jednym poranku 😅

Zrobiłam sobie kawę – czarną jak moje poczucie humoru po nieprzespanej nocy – narzuciłam na ramiona koc i wyszłam do ogrodu. Nie po to, żeby coś przemyśleć czy rozkminić. Po prostu… usiąść.

I wtedy wydarzył się cud: nic się nie działo.
Nie leciał samolot. Nie przejeżdżała śmieciarka. Nawet sąsiad nie odpalił swojej kosy spalinowej (co, przysięgam, zazwyczaj robi zawsze wtedy, kiedy tylko siadam z kawą – podejrzewam, że ma jakieś czujniki na moją czajnikową aktywność 🙄).

I nagle zrobiło się tak... spokojnie. Cicho.
Siedzę. Siorbię kawę. I patrzę w niebo.

W domu cisza. Konrad jeszcze w łóżku (halleluja za poranki, kiedy nie budzi mnie jego „nie chcę iść dzisiaj do szkoły!”... tylko mówi to dopiero po wstaniu 😉).
I przez te kilka minut było tak, jakby czas się zatrzymał. Tylko ja, kawa, koc i niebo.

I to właśnie wtedy do mnie dotarło: niebo nie pyta mnie, czy mam plan dnia.
Nie przypomina o mailach, praniu, Etsy, kursie rozwojowym, który znowu czeka na moją uwagę. Nie ocenia, nie pogania, nie wymaga. Po prostu jest.

I ja też mogę po prostu być.

Nie analizować. Nie planować. Nie udowadniać, że ogarniam wszystko (bo wiadomo, że nie ogarniam – i to jest okej 💁‍♀️).
Wystarczyło 7 minut. Tak, liczyłam. Siedem minut, w których niebo zrobiło mi reset lepszy niż cały kurs mindfulness.

To wszystko, co miałam w głowie jeszcze wczoraj – „muszę schudnąć”, „czemu znowu nie wrzuciłam wzoru na Etsy?”, „czy ja się kiedyś ogarnę?” – rozmyło się w tym błękicie.
Nie zniknęło. Ale stało się... lżejsze.

Nie, nie schudłam nagle czterdziestu kilo od patrzenia w chmury (choć gdyby tak działało, to ja bym z tej ławeczki nie schodziła 😜). Ale w środku – zrobiło się spokojniej.

💭 Dziś pomogłam sobie... patrząc w niebo.
Nie zrobiłam listy zadań. Nie przebiegłam maratonu (ba! nawet nie podeszłam do skrzynki na listy – znaczy tego otworu w drzwiach, co czasem wpuszcza rachunki, a czasem promienie słońca 🌞).
Ale dałam sobie chwilę. Taką prawdziwą. Bez spiny, bez celu, bez „produktywności”.

I może właśnie o to chodzi w tym całym "dbaniu o siebie", o którym tak teraz głośno.
Może nie zawsze musi to być joga, aromaterapia czy medytacja z aplikacją.
Może czasem wystarczy wyjrzeć przez okno. Usiąść. Znaleźć swoją chmurkę. I pozwolić sobie po prostu być.

Spróbuj.
Zrób sobie kawę. Zawin się w koc. I pogap się w niebo.
To Twoje małe „nic”, które może zrobić dla Ciebie bardzo dużo. 🌈

Z całego serca życzę Ci dziś choć jednej spokojnej chwili tylko dla siebie.
Niech Twoje niebo – to za oknem i to w duszy – będzie dziś łagodne, błękitne i kojące 💙

Ściskam Cię mocno,
Kasia ☕🌤️

A vibrant garden path with vivid flowers in purples, pinks, and yellows. Butterflies flutter above, sunlit trees arching overhead create a serene, magical scene.

poniedziałek, 2 czerwca 2025

3 czerwca - Repeat Day, czyli Dzień Powtórki! Dziś pomogłam sobie uśmiechając się do siebie w lustrze

Illustration of a woman smiling at her reflection in a sparkling mirror, surrounded by hearts. Text: "Repeat Day, 3 June. Self Love." Theme is self-acceptance.

Dziś pomogłam sobie… uśmiechając się do siebie w lustrze (powtórnie, bo dziś Repeat Day!)

3 czerwca obchodzimy Repeat Day, czyli… Dzień Powtórki.
Po naszemu: dzień, w którym można śmiało robić to samo co wczoraj – tylko z większą radością, mniejszym stresem i jeszcze bardziej świadomie.
To taka cudowna wymówka, żeby wrócić do dobrych nawyków, głupich pomysłów albo po prostu... do siebie.

I ja dziś wróciłam.
Do lustra.
Do siebie.
Do tej chwili, kiedy na moment zatrzymuję się w biegu i – zamiast narzekać na zmarszczkę, niedoskonałość, albo to, że znowu zapomniałam czegoś kupić w Lidlu – po prostu się uśmiecham.


No to co dziś powtórzyłam?

👉 Uśmiech do siebie.
Nie nowy. Nie wyćwiczony. Taki sam jak kiedyś – trochę nieśmiały, trochę zmęczony, ale mój.
Stoję przed lustrem, robię szybki „face check” – trochę rozczochrana, trochę jeszcze nieobudzona, ale to nic.
Najpierw uśmiecham się sztucznie. Potem szerzej. Potem naprawdę.
I wiecie co? Coś się we mnie rozpuszcza.
Jak kostka lodu w herbacie – nagle wszystko staje się lżejsze.
I mówię sobie głośno:
„Dobra robota, Kasia. Dajesz radę. Jeszcze raz!”

👉 Miłe słowa do siebie.
Bo czemu nie? Mówię je dzieciom, mówię koleżankom, piszę je Wam na blogu – to dziś powiedziałam też sobie.

👉 Ulubioną afirmację:
„Jestem wystarczająca. Nawet jeśli dziś jem płatki z miski syna, bo wszystkie inne są w zmywarce.” 😅


Repeat Day przypomniał mi coś ważnego:

💡 Że nie muszę być nowa, lepsza, inna każdego dnia.
💡 Że mogę być taka jak wczoraj – tylko z większą łagodnością.
💡 Że powtarzanie rzeczy, które działają, to nie lenistwo – to mądrość.

Bo wiesz, co naprawdę zmienia życie?
Nie jednorazowe przebłyski geniuszu.
Tylko te małe rzeczy, robione regularnie.
Uśmiech. Oddech. Czułe: „hej, jestem z Tobą.”


Zróbmy sobie dziś mentalną playlistę rzeczy, które warto powtarzać:

🎵 Tę samą piosenkę, która przypomina Ci, że żyjesz.
☕ Ten sam rytuał porannej kawy – czarnej, z cynamonem, albo z mlekiem sojowym, jeśli akurat chcesz poczuć się fancy.
🧣 Ten sam szalik, który poprawia Ci humor – nawet jeśli reszta stylówki krzyczy: brak snu od trzech dni.
🪩 Taniec do tej samej choreografii z TikToka, co tydzień temu – nawet jeśli Twoje dziecko ucieka z pokoju, wołając: „Mamo, pliiis…”


A co jeśli coś się nie udało?

Jeśli wczoraj był trudny dzień?
Jeśli znowu się wkurzyłaś, zrezygnowałaś, zjadłaś całą czekoladę zamiast jogi?
To też możesz powtórzyć – ale inaczej.

Z nową intencją.
Z myślą: „Dziś zrobię to lepiej. Albo łagodniej. Albo po prostu – zrobię to z serca.”

Repeat Day to nie tylko „ctrl+c” i „ctrl+v” z życia.
To szansa, żeby wrócić do siebie.
Na nowo. Z większą uważnością.


Dziś powtarzam…

💗 uśmiech do siebie
💗 chwilę ciszy w kuchni z kubkiem herbaty
💗 10 sekund wdzięczności za to, co mam – nawet jeśli nie wszystko układa się idealnie
💗 wiadomość do przyjaciółki: „Hej, dzięki, że jesteś – wiem, że już to pisałam, ale serio. Jeszcze raz!”
💗 i mój taniec „bioderka edition” (znowu wprawił Konrada w lekkie zażenowanie – czyli sukces!).


Zadanie dla Ciebie (i dla mnie też):

Stań dziś przed lustrem.
Nie oceniaj. Nie poprawiaj grzywki.
Po prostu się uśmiechnij.
Powiedz sobie coś miłego.
Coś, co chciałabyś usłyszeć.
A potem... zrób to jeszcze raz.
I jeszcze raz, jeśli trzeba.
Aż poczujesz, że jesteś blisko siebie.
Aż Twoje serce zapamięta, że jesteś dla siebie ważna.
Aż ten uśmiech stanie się Twoim wewnętrznym power bankiem.


Bo są rzeczy, które warto powtarzać codziennie:

🌀 Czułość dla siebie
🌀 Wyrozumiałość
🌀 Głęboki oddech
🌀 Odrobina śmiechu (nawet jeśli tylko z własnych memów z 2018 roku)
🌀 I ten szept, który buduje od środka:

„Jestem cudowna. Dzisiaj. I zawsze.”

Z powtórką, z sercem i z przymrużeniem oka,
Twoja Kasia – z lustra, z bloga i z życia 40+ 😉

A blue figure in lotus position meditates amidst vibrant, swirling colors and abstract flowers, evoking calm and spiritual enlightenment.



poniedziałek, 26 maja 2025

Dziś pomogłam sobie przytulając własny smutek 🤍

A serene woman wrapped in a beige blanket sits on a sofa, eyes closed, hand on chest, holding a mug. Background shows plant and minimalistic art.
Nie zawsze trzeba działać 

Nie zawsze trzeba naprawiać 

Czasem trzeba tylko… przyjąć to, co jest 
Być z tym, co przychodzi – bez uciekania, bez analizowania, bez szukania szybkiego „ratunku”.

Dziś rano obudziłam się z uczuciem ciężkości w klatce piersiowej 💔
Znacie to? Niby nic się nie dzieje, a jednak coś w środku boli...
Nie umiałam nazwać tego stanu. Nie było konkretnego powodu.
Życie toczyło się jak zwykle, ale we mnie było… szaro. Tęskno. Cicho. Pusto.

Przez chwilę próbowałam „normalnie” zacząć dzień – kawa ☕, poranny rytuał , lista zadań 
Ale moje ciało mówiło: „Nie dziś. Nie pędź. Zatrzymaj się.” 🧘‍♀️
Więc posłuchałam. Zaparzyłam drugą kawę, przykryłam się kocem , usiadłam i…
zamiast robić – poczułam. 

Pojawił się smutek. Cichy, subtelny, ale wyraźny.
Zamiast go odganiać, przytuliłam go 🫂
Jak małe, smutne dziecko, które nie potrzebuje rady – tylko obecności 

Powiedziałam do siebie:
„Jestem tu. Nie musisz być dzielna. Nie musisz udawać. Masz prawo czuć to, co czujesz.” 

I łzy przyszły same. Uwolnienie. Bez dramatu. Bez rozpaczy.
To była łagodna fala prawdy.
Czułość dla siebie. Zgoda na to, że moje serce ma dziś prawo nie tańczyć.


Smutek to nie wróg...

To część mnie. 
To informacja. 
O czymś, co domaga się mojej troski. Mojej uwagi. Mojej obecności.

Zrozumiałam coś ważnego:
Nie muszę zawsze być „ogarnięta”, „radosna”, „produktywna”.
Mogę być prawdziwa.
A prawda czasem boli, czasem tęskni, czasem płacze – i to jest absolutnie OK.


Co mi dało przytulenie smutku?

Spokój
Ulgę
Oddech
Cichą, kobiecą siłę, która nie potrzebuje rozwiązywać wszystkiego od razu.

Nie chodzi o to, by zatrzymywać się w smutku na zawsze.
Ale o to, by nie przechodzić obok niego jak obok niechcianego gościa.

Bo gdy dajemy sobie przestrzeń na odczucie – zaczynamy naprawdę uzdrawiać się od środka.


🌿 Ćwiczenie na dziś: przytul siebie

  1. Usiądź w ciszy. Bez telefonu.

  2. Połóż rękę na sercu. Zamknij oczy.

  3. Powiedz do siebie:
    „Widzę cię. Słyszę cię. Jestem z tobą. Smutku, nie muszę cię odpychać.”

  4. Oddychaj spokojnie. Nie oceniaj. Nie próbuj zmieniać.

  5. Jeśli poczujesz łzy – pozwól im płynąć. To nie słabość. To siła czułości.


Kiedyś myślałam, że siła to wstawanie i działanie mimo wszystko.
Dziś wiem, że prawdziwa siła to także zatrzymanie się, przytulenie siebie i powiedzenie:
„Nie jesteś sama.” 

Dziś sobie pomogłam.
Nie działaniem. Nie planem.
Tylko obecnością.
I to wystarczyło.

Z miłością,
Kasia 🌸

Abstract art with vibrant colors and swirling patterns. Leaves, spirals, and flowers in blues, greens, reds, and yellows create a dynamic, energetic flow.

niedziela, 18 maja 2025

Dziś pomogłam sobie mówiąc: to też minie

A vibrant landscape depicting four seasons: spring flowers, summer beach, autumn leaves, and snowy winter. Words "To też minie" in the center convey a message of change.

Dzień
dobry, życie! Dziś przywitałam Cię westchnieniem, krzywą miną i… kubkiem niedobrej kawy. Serio, smakowała jak zemsta ekspresu za to, że nie odkamieniałam go od października. 😅

Ale nie o kawie ten post (choć... może kiedyś 🤔).
Dziś chcę opowiedzieć Ci, jak uratowało mnie jedno zdanie.
Takie, które ma siłę parującej herbaty w chłodny dzień i czułego „wszystko będzie dobrze” od wszechświata.

To zdanie brzmi:
To też minie.”

Brzmi jak banał? Taki, co go wypisują na kamykach, magnesach i memach z tęczą?
Okej – może tak.
Ale zanim przewrócisz oczami (tak jak ja to kiedyś zrobiłam), posłuchaj tej historii… 🌿


Przypowieść według Osho – o królu, który szukał prawdy 👑✨

Pewnego razu król poprosił swoich mędrców:

Trwa właśnie praca nad moim nowym pierścieniem. Będzie w nim jeden z największych diamentów, jakie posiadam. Chciałbym, żeby pod tym kamieniem ukryte było przesłanie – coś bardzo krótkiego, ale mądrego. Takiego, co pomoże mi w chwilach trudnych, gdy wszystko inne zawiedzie.

Mędrcy spojrzeli po sobie. Każdy z nich znał mnóstwo ksiąg, potrafili pisać długie traktaty, rozważania o świecie, życiu i bogach. Ale kilka słów, które miałyby prawdziwą moc? Z tym już było trudniej.

W pałacu od lat mieszkał też stary sługa – nie był zwykłym sługą. Znał króla od dziecka, można powiedzieć, że był dla niego jak ojciec. To właśnie do niego król zwrócił się z pytaniem – bardziej z ciekawości niż z nadzieją.

Starzec uśmiechnął się lekko:

Może i nie jestem uczonym, ale kiedyś, jeszcze za panowania twojego ojca, spotkałem w pałacu pewnego mistyka. Obsługiwałem go przez kilka dni i na koniec, w podziękowaniu, zostawił mi jedno zdanie. Powiedział, że kiedyś może się komuś bardzo przydać.

Sługa podszedł do złotnika, który tworzył królewski pierścień, i poprosił, by te właśnie słowa wygrawerował na jego wewnętrznej stronie – tak, by były niewidoczne dla nikogo poza królem.

Kilka dni później król odebrał gotowy pierścień i zobaczył grawerunek od środka. Nie czytał uważnie – starzec ostrzegł go:

Zajrzyj tam tylko wtedy, gdy wszystko inne zawiedzie. Gdy znajdziesz się w sytuacji bez wyjścia.

Minęło trochę czasu. W królestwie wybuchła wojna. Wróg był silniejszy i król musiał uciekać. Sam, na koniu, pędził przed siebie, gubiąc straż i wojsko, które zostało rozbite. Gdy dotarł do urwiska, za którym była przepaść – zrozumiał, że to koniec. Za nim słychać było galop wrogich jeźdźców. Przed nim – tylko skały i pustka.

Wtedy przypomniał sobie o pierścieniu. Zdjął go, zajrzał od wewnątrz i przeczytał wygrawerowane słowa:

To też przeminie.”

Nagle zapadła w nim cisza. Jego oddech się uspokoił, serce zwolniło. Czuł, że choć sytuacja wygląda beznadziejnie – ona też jest tylko chwilą.

I rzeczywiście – po chwili odgłosy pogoni ucichły. Wrogowie musieli stracić jego trop.

Król zdołał się ukryć, potem zebrać wojsko i po czasie – odzyskał swoje królestwo. Wjeżdżał do stolicy jako zwycięzca. Miasto świętowało, były tańce, muzyka, wiwaty. Ludzie klękali przed jego rydwanem.

Obok niego znów szedł ten sam stary sługa. Uśmiechnął się i szepnął:

Teraz też warto spojrzeć na pierścień.

Ale dlaczego? – zapytał król. – Teraz przecież jest dobrze. Wszystko się udało.

Właśnie dlatego. Mistyk powiedział mi, że te słowa ważne nie tylko w trudnych chwilach, ale też wtedy, gdy wszystko się układa. Bo i to kiedyś przeminie.

Król znów zajrzał do środka pierścienia. Te same słowa. To też przeminie.” I tym razem poczuł w sercu spokój – bez dumy, bez pychy. Była tylko wdzięczność.

Po latach, gdy był już starszy, król zapytał starego sługę:

Czy jest coś jeszcze, co ten mistyk ci powiedział?

Tak – odpowiedział starzec. – Powiedział, że wszystko przemija. I radość, i ból, i sukces, i porażka. Jedynie ty – ten, kto to wszystko obserwuje – trwasz naprawdę. Bądź świadkiem. Patrz, ale się nie przywiązuj. Nie utożsamiaj się z tym, co przychodzi i odchodzi. Bo to właśnie ty jesteś tym, co nie przemija.

I od tamtej pory król nosił swój pierścień nie tylko jako ozdobę, ale jako codzienne przypomnienie, że życie płynie… i że niezależnie od tego, co się dzieje – to też przeminie.

.


I tak wracamy do mojego dzisiejszego poranka… 🌀☕

Nie mam co prawda złotego pierścienia z wygrawerowanym przesłaniem (chociaż, przyznam, na Etsy widziałam cudne opcje 😍), ale mam to zdanie w głowie jak tatuaż na duszy:

To też minie.”

💣 Złość na bałagan w kuchni? Minie.
💔 Rozczarowanie własnym wyglądem o 7 rano? Minie.
💸 Niepokój o finanse? Tak. Też minie.
📢 Hałas, krzyki, chaos w domu? Oj, to na pewno minie.

I nagle… robi się luźniej. Nie dlatego, że problemy znikają magicznie – ale ja się nie przywiązuję do emocji jak glon do skały.
Pozwalam im przypłynąć. I odpłynąć.
Jak wszystko inne w tym świecie.


To działa też w drugą stronę 🎈

Bo wiesz co?
To, że teraz czujesz się piękna, zakochana w życiu, zainspirowana, wyspana i gotowa góry przenosić —
To też minie.

I dlatego warto to celebrować. Smakować każdą taką chwilę jak najlepszą malinę w sezonie 🍓
Bez odkładania szczęścia na później.
Bez "zasłużę sobie, to wtedy".


Moje przesłanie dla Ciebie dziś 🕊️

Jeśli masz ciężki dzień — oddychaj. Przypomnij sobie o pierścieniu. Albo zapisz sobie te słowa gdzieś, gdzie będziesz mogła/mógł na nie spojrzeć, gdy będzie trudno:

To też minie.”

I przeminie. Obiecuję.
Jak fala. Jak wiatr. Jak moda na brokatowe dresy z lat 90.


💌 Jeśli ten wpis sprawił, że poczułaś się lżej — zostaw komentarz, udostępnij albo po prostu wróć tu znów.
Bo ten blog jest trochę jak wirtualny pierścień — przypomnienie, że nie jesteś sama. Że życie płynie. Że wszystko się zmienia.
I że w tym szaleństwie można znaleźć spokój, śmiech i trochę kawy (nawet jeśli nieidealnej). ☕

Z pierścieniem w sercu i życiem w trybie offline i online,
Kasia 💖✨

Intricately engraved silver ring with ornate patterns rests on a soft pink cushion, illuminated by warm, glowing light, evoking a sense of elegance and mystery.

poniedziałek, 12 maja 2025

Dziś pomogłam sobie zatrzymując się na chwilę

A woman with long hair sits peacefully on a wooden chair in a garden, surrounded by pink blossoms and colorful flowers, basking in warm sunlight.

Dziś pomogłam sobie zatrzymując się na chwilę. I wiecie co? To była najprostsza, a zarazem jedna z najważniejszych rzeczy, jaką zrobiłam od dłuższego czasu. 🌿✨

Wszyscy wiemy, jak łatwo dać się porwać w wir życia. Codziennie mamy milion rzeczy do zrobienia – praca, obowiązki domowe, zadania, które nigdy się nie kończą. Często zapominamy o sobie, bo przecież trzeba być na bieżąco, nie można zwalniać tempa, bo wszystko się zawali. 💥 Ale czy na pewno? Czy naprawdę musimy być w ciągłym biegu, by wszystko dobrze funkcjonowało? Dziś odpowiedziałam sobie na to pytanie, bo w końcu postanowiłam się zatrzymać. I wiecie co? Świat nie skończył się, a ja poczułam, jak bardzo tego potrzebowałam. 🌸

Zaczęło się od zwykłego momentu – siedziałam na kanapie, patrzyłam na zegar i nagle uświadomiłam sobie, że znowu zapomniałam o sobie. 💭 Zamiast pędzić dalej, postanowiłam na chwilę odetchnąć. Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy. Przestałam myśleć o tym, co jeszcze muszę zrobić, o wszystkich sprawach, które czekają. Dwa, trzy głębokie oddechy – i nagle poczułam się… spokojniejsza. Zdecydowanie bardziej obecna. 🧘‍♀️

Nie chodziło o to, by zrobić coś spektakularnego. Nie musiałam wcale nic zmieniać w swoim życiu. Wystarczyło, że przez kilka minut przestałam myśleć o obowiązkach i zaczęłam po prostu czuć. Pozwoliłam sobie na to, by po prostu być. 🌺 W ciągu dnia mamy tysiące myśli, miliony bodźców z otoczenia. Często nie zauważamy, jak bardzo jesteśmy przytłoczeni tym wszystkim. Ale to właśnie w takich chwilach, kiedy zatrzymujemy się, jesteśmy w stanie na nowo odnaleźć spokój. To jak reset dla naszego umysłu i serca.

Zatrzymałam się na chwilę, dosłownie na kilka minut, ale to wystarczyło, by poczuć ogromną ulgę. 🕊️ Czuję się tak, jakby cały stres, który nagromadził się przez ostatnie dni, nagle rozpuścił. Nic specjalnego się nie stało, nie zrobiłam nic wielkiego, ale po tej chwili poczułam się, jakbym zrzuciła ze swoich ramion wielki ciężar. W tym biegu często zapominamy, jak ważne jest, by czasem po prostu się zatrzymać. Nie musisz być wciąż w ruchu, nie musisz ciągle gonić za czymś. Czasami to właśnie ta chwila zatrzymania daje ci siłę, by pójść do przodu. 🌟

Zrozumiałam, że nie muszę czekać na wielką przerwę, urlop, weekend czy święta, by poczuć się lepiej. To, czego naprawdę potrzebuję, to kilka minut każdego dnia, które mogę przeznaczyć na siebie. Chwilę, w której nie będę nic musiała. Gdzie po prostu zatrzymam się i wezmę oddech. 🌬️

Często myślimy, że odpoczynek to coś, co musimy sobie zaplanować na wielkie okazje, ale prawda jest taka, że każdy dzień daje nam szansę na chwilę wytchnienia. To może być poranna kawa w ciszy, spacer bez telefonu w ręku, a nawet chwila, w której pozwalamy sobie na milczenie. Kiedy ostatni raz zrobiłeś/to dla siebie? Przypomnij sobie, że warto zatrzymać się na chwilę, bo to może być najbardziej kojąca forma dbania o siebie. 🫖🌿

Dzięki temu zatrzymaniu poczułam się bardziej zrównoważona, spokojna. Działałam później z większą energią, bo wiedziałam, że poświęciłam czas tylko dla siebie. Często w codziennym życiu brakuje nam tego, by znaleźć chwilę na refleksję, na to, by zauważyć, co tak naprawdę czujemy. Dziś nie musiałam niczego zmieniać, tylko dać sobie przestrzeń na bycie tu i teraz. 🌟

Chciałabym, żebyśmy wszyscy pamiętali, że chwile zatrzymania nie czymś złym. Właśnie w takich momentach odnajdujemy równowagę, przypominamy sobie, co naprawdę jest dla nas ważne. I co najważniejsze – nabieramy sił, by dalej ruszyć do przodu, ale z pełnią energii. 💪💖

Dziś pomogłam sobie zatrzymując się na chwilę, bo zrozumiałam, jak bardzo to może być odświeżające. I choć wydaje się to proste, to wcale nie jest łatwe – ale warto dawać sobie takie przestrzenie. To jak inwestycja w nas samych. Czasami to właśnie te małe momenty sprawiają, że czujemy się lepiej i mamy więcej sił na resztę dnia. 🌞

A ty? Kiedy ostatni raz pozwoliłeś/sobie na chwilę zatrzymania? Może dziś jest ten dzień, by po prostu na chwilę się zatrzymać? 🌿 Zrób to dla siebie. Zatrzymaj się, weź oddech, poczuj. To naprawdę pomaga. 💖✨

Czego nauczyłam się o sobie odkąd zostałam mamą dziecka z Autyzmem?

Zanim zostałam mamą mojego cudownego chłopca, miałam pewien obraz siebie: kobiety, która ma swoje plany, marzenia, listy do odhaczenia i jak...